Złoty świecznik

  • Złoty świecznik
  • Złoty świecznik
24,90 zł
/ szt.
24.90 pkt.
1.25 pkt.

Łatwy zwrot towaru

Kupuj i sprawdź spokojnie w domu. W ciągu 14 dni możesz odstąpić od umowy bez podania przyczyny.
Pokaż szczegóły
14 dni na odstąpienie od umowy
Najważniejsza jest Twoja satysfakcja z zakupów. Zamówione u nas produkty możesz zwrócić w ciągu 14 dni bez podania przyczyny.
Bez stresu i obaw
Dzięki integracji naszego sklepu z tanimi zwrotami Poczty Polskiej kupujesz bez stresu i obaw, że zwrot zakupionego towaru będzie problematyczny.
Prosty kreator zwrotów
Wszystkie zwroty w naszym sklepie obsługiwane są przez prosty kreator zwrotów, który daje możliwość odesłania do nas paczki zwrotnej.

Polecamy inne opowiadania Wilhelma Hüenermanna: „Mojżeszowe tablice”, „Pasuję cię na rycerza”, „Gdyby diabeł mógł się wyspowiadać” oraz biograficzną powieść pt. „Święty i diabeł” o świętym Proboszczu z Ars, Janie Vianneyu. Wszystkie publikacje Hüenermanna są przykładem, że książka katolicka może być pasjonującą lekturą nie tylko dla młodzieży, ale także dla dorosłych.

***
Jedno z opowiadań z książki „Złoty świecznik”.

„WIERZĘ W KOŚCIÓŁ POWSZECHNY”

Co to jest prawda? – zapytał ze smutnym uśmiechem lekarz. – Od dłuższego czasu przestałem się nad tym zastanawiać. Pan także, mój młody przyjacielu, pan także wkrótce przestanie stawiać sobie to pytanie.
– Nie sądzę, że mógłbym żyć bez prawdy – odrzekł młody licealista, siedzący naprzeciw w jednym z przedziałów pociągu pospiesznego. Lekarz uczynił jakiś nieokreślony gest ręką i bez słowa patrzył na wspaniały krajobraz Lombardii, jaki przesuwał się przed oczyma w świetle wiosennego poranka.
– Widzi pan, to jest prawda – podjął znowu po jakiejś chwili lekarz. – Tu, nad brzegami Tybru, kwitną już drzewa migdałowe i kasztany zapaliły swe białe świece, gdy tymczasem u nas, w naszym kraju skutym lodami zimy, śnieg pokrywa jeszcze jodły. To jest prawda, bo oczy nasze to widzą. Tutaj, w tym kraju, ludzie żyją weselej i łatwiej niż u nas, to jest jeszcze inna prawda. Fakt, że trzeba w swoim czasie zoperować wyrostek, jeśli się nie chce dopuścić do śmierci pacjenta z powodu tak błahego schorzenia, to także uznaję za prawdę. Ale reszta, początek i koniec każdego bytu, sens życia, istnienie Boga i życia pozagrobowego, to wszystko, mój synu, pozostanie na zawsze poza granicami naszego poznania. W tym miejscu zgadzam się z doktorem Faustem, który mówi: „Wiem, że nic nie wiem – i że ja nic nie wiem”. To jest początek mądrości.
Lekarz poważnie zapalił cygaro. Zamyślony patrzył na unoszące się kłęby dymu i jakby do samego siebie zaczął znowu spokojnie mówić:
– Ja również byłem kiedyś młody jak pan. Wierzyłem również w prawdę, szukałem jej namiętnie w aulach uniwersyteckich, i ostatecznie przestałem w nią wierzyć. Każdy profesor nauczał czego innego. Nie mogłem spotkać dwóch, którzy by mieli ten sam pogląd na życie i świat. Wychodziłem stamtąd większym ignorantem niż byłem przedtem. Z kolei politycy na wiecach wygłaszali swoje credo. Ten, kto krzyczał głośniej, porywał masy za sobą. Rację miał ten, kto zdobywał władzę. Natomiast przegrywał ten, kto miał za sobą mniejszość. Tłumy oklaskiwały byle jaki sztandar, pod warunkiem że powiewał on w takt bębnów i fanfar. Goethe musiał doskonale znać życie, żeby napisać słowa:

„Po ubitych gościńcach
Tłum przemierza równinę.
Idą za rozwianym na wietrze
Kłamliwym sztandarem.
Głupie stado baranów!”

W końcu obrzydło mi to. Zwróciłem się do medycyny, bo tutaj przynajmniej czuję trochę ziemi pod stopami. Natomiast szukania prawdy nie uprawiam już od dawna.
– A jednak religia pozwala nam poznać cel ostateczny – zaoponował z pewnym wahaniem Mikołaj Fechner.
– Religia! – powtórzył lekarz. – Chętnie panu przyznam, że w całych dziejach ludzkości nie znam większej postaci od Jezusa z Nazaretu. Nowy Testament przez długi czas był moim nieodstępnym towarzyszem. Rzeczywiście, trzeba być bardzo płytkim człowiekiem, aby nie dostrzec moralnej wielkości i szlachetności Chrystusa oraz głębi jego nauki. Potem jednak spotkałem w Kościołach to samo zamieszanie co i w aulach uniwersyteckich. Nie ma jednomyślności w kwestii, czy Jezus był rzeczywiście Synem Bożym czy tylko zwykłym, choć doskonałym człowiekiem. Widzi pan, istnieje ponad trzysta wspólnot religijnych, które wszystkie twierdzą, że są jedynymi i prawdziwymi Kościołami Chrystusa. Jak się pan może połapać i zorientować w tym iście babilońskim labiryncie?
– Jest pan protestantem? – zapytał licealista.
– Tak jest. To jest moje wyznanie – odparł lekarz. – Możliwe, że katolik czuje się lepiej uzbrojony. Przynajmniej znajduje on w swojej religii jednolitość nauczania. Ale ja już jestem za stary i zbyt zmęczony, aby szukać prawdy w religii, która od najwcześniejszego dzieciństwa była mi obca i zakazana. A zresztą, jak może katolik poznać, że akurat jego Kościół jest wśród trzystu innych wspólnot religijnych prawdziwym Kościołem?
Fechner zastanawiał się, czy ma odpowiedzieć wskazując na cztery cechy charakterystyczne, znane z katechizmu, że Kościół katolicki jest jeden, święty, powszechny i apostolski. Nie czuł się jednak pewny, czy potrafi jasno to zagadnienie wyłożyć protestantowi. Poza tym sam poczuł się ogarnięty wątpliwościami niczym duszącą mgłą, jaka o tej porze roku unosiła się z Tybru, gasząc całe piękno wiosennych barw. Porozmawia o tym z wujem, który był benedyktynem i zaprosił go do spędzenia wielkanocnych ferii w Rzymie. Odtąd dalszą podróż odbyli już w milczeniu, aż ogarnął ich ze wszystkich stron gwar wielkiej rzymskiej stacji kolejowej. Jeszcze ostatnie uprzejme słowa, i drogi ich rozeszły się w tłumie podróżnych.
Wuj Mikołaja Fechnera powitał go zaraz po wyjściu z wagonu.
– Przywiozłeś nam mgły w naszą piękną wiosnę – zażartował, śmiejąc się benedyktyn.
– Tak, to prawda – odrzekł Mikołaj – przywiozłem mgłę.
– Ale wiesz przecież, że ciśnienie wzrośnie i wtedy zobaczysz, jak wspaniała jest wiosna w Rzymie.
Z całą pewnością Mikołaj nie mógł znaleźć przewodnika, który by mu lepiej ukazał piękno Wiecznego Miasta. Rzym pogański i Rzym chrześcijański objawił mu się w całej swojej nieporównywalnej z niczym wielkości.
Zaraz w pierwszych dniach Mikołaj opowiedział wujowi o rozmowie w pociągu.
– Teraz nie odpowiem ci na to pytanie – odrzekł zakonnik. – Wrócimy do niego w odpowiednim czasie. Zresztą, niech sam Rzym mówi do ciebie.
Udział w nabożeństwie Niedzieli Palmowej w Bazylice świętego Piotra był dla młodego licealisty czymś niepowtarzalnym. Pod wspaniałą kopułą Michała Anioła odczuł całą dostojność Kościoła katolickiego. Był przekonany, że właśnie tutaj gdzie płonęły lampy przed grobem pierwszego papieża, ciągle mocno bije jego serce wiecznie żywe i młode. Ze wszystkich krajów świata przybyły tu niezliczone rzesze pielgrzymów, aby wziąć udział w uroczystościach wielkanocnych w Rzymie. Kiedy Mikołaj po uroczystej sumie opuszczał bazylikę, słyszał, jak ci ludzie rozmawiali ze sobą różnymi językami. Tutaj mieszkaniec zimnej Północy szedł obok pełnego życia Hiszpana. Francuzi, Anglicy, Węgrzy i Polacy mówili swoimi językami. Obok niego przeszli dwaj księża, z których jeden był Murzynem, drugi Mongołem. Fechner posłyszał jak rozmawiali po łacinie, a więc językiem Kościoła. Jeszcze nigdy nie odczuł tak silnie powszechnej wielkości Kościoła katolickiego.
Dzięki pośrednictwu wuja miał także to szczęście, że mógł uczestniczyć w audiencji papieskiej w Watykanie. Gdy zobaczył wchodzącego do wielkiej sali audiencjonalnej Ojca chrześcijaństwa, uczuł, że jakaś siła nadprzyrodzona kazała mu wraz z grupą innych pielgrzymów paść na kolana. Równocześnie jednak z tej majestatycznej wielkości emanowała tak wielka dobroć Zwierzchnika Kościoła, że Mikołaj nagle zrozumiał pełne znaczenie nazwy: Ojcze Święty, jaką zwracano się do papieża.
Mikołaj Fechner nigdy przedtem tak nie obchodził świąt wielkanocnych jak w Wiecznym Mieście. Kiedy rozdzwoniły się dzwony na wszystkich wieżach Rzymu, kiedy radość wiernych kazała od paschalnego światła zapalić tysiące świec i rozświetlić bazylikę świętego Piotra, i kiedy ręka papieża kreśliła znak błogosławieństwa w imię zmartwychwstałego Chrystusa nad klęczącymi pobożnie pielgrzymami, Mikołaj poczuł, że wszystkie mgły, jakie tylko przywiózł ze sobą do Rzymu rozproszyło wielkanocne słońce.
Jednakże wydarzenie, które najmocniej poruszyło do głębi jego duszę, przeżył chłopak w kilka dni później, gdy wczesnym rankiem służył wujowi do Mszy świętej w Kaplicy Sakramentów, w katakumbach świętego Kaliksta.
Tu nie ma nic z przepychu wielkich kościołów Rzymu. Tu tylko starożytne kaganki przyćmionym światłem oświecają pomieszczenie. A jednak… Jakież to było cudowne móc odprawić największą Tajemnicę w miejscu, gdzie Kościół męczenników i wyznawców gromadził się przy wspólnym ołtarzu. Na ścianach witały ich te same malowidła, freski, które objaśniały najświętszą Ofiarę już pierwszym chrześcijanom. To również tutaj pierwsi bojownicy Chrystusa czerpali siłę do wyznawania wiary wobec sędziów i władców świata. Tu znajdowali odwagę do stawiania czoła dzikim zwierzętom w Koloseum, do mężnego i radosnego wychodzenia na spotkanie śmierci.
Tu czuć wiew tysiącleci. Tu świt Kościoła pozdrawiał młodego chrześcijanina, który na klęczkach adorował Najświętszą Tajemnicę: Chrystusa pod postaciami Chleba i Wina.
W tym miejscu czuł się jak u siebie w domu; przy kolebce chrześcijaństwa, przy grobach pierwszych męczenników. Zawsze płonęło tu to samo światło w oliwnych lampkach, ta sama wiara, i ta sama Ofiara była składana. Najbardziej zamierzchła przeszłość spotkała się w tym miejscu w jednej wierze i miłości z teraźniejszością.
Kapłan przy ołtarzu wymawiał wyraźnym głosem słowa Credo:
– …„Et unam, sanctam, catholicam et apostolicam Ecclesiam. – Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”. – Mikołaj Fechner recytował razem z kapłanem te czcigodne słowa, sięgające czasów apostolskich, z wewnętrznym przekonaniem i głęboką radością; niczym rotę wierności.
Kiedy obydwaj mężczyźni opuszczali święte miejsce, wiosenne słońce wznosiło się już ponad dachami i kopułami Wiecznego Miasta. Dłuższy czas kroczyli obok siebie w milczeniu starą drogą, uświęconą śladami apostołów. W końcu Mikołaj delikatnie uścisnął rękę kapłana i powiedział:
– Teraz już wiem, że istnieje tylko jeden prawdziwy Kościół!

Parametry techniczne:
Szczegóły książki
Autor:
Wilhelm Huenermann
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Karmelitów Bosych
Liczba stron:
232
Rodzaj oprawy:
Okładka miękka
Rok wydania:
2024
Numer wydania:
I
Język wydania:
Polski
ISBN:
9788376047232
Format:
14,5 x 20,5 cm
Waga:
300 g
Zapytaj o produkt

Jeżeli powyższy opis jest dla Ciebie niewystarczający, prześlij nam swoje pytanie odnośnie tego produktu. Postaramy się odpowiedzieć tak szybko jak tylko będzie to możliwe.

Dane są przetwarzane zgodnie z polityką prywatności. Przesyłając je, akceptujesz jej postanowienia.

Pola oznaczone gwiazdką są wymagane
Opinie naszych klientów
Zaufane Opinie IdoSell
4.86 / 5.00 584 opinii
Zaufane Opinie IdoSell
2024-10-01
Polecam zakupy.
2024-07-01
wszystko OK
Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką dotyczącą cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.
Zamknij
pixel